oznaczył nawet już z panem de Mareuil datę podpisania kontraktu na niedzielę po czwartku środopostnym. W ów czwartek odbyć się miał wielki wieczór w pałacu przy parku Monceau i skorzysta zeń, aby publicznie oznajmić małżeństwo. Maksym godził się na wszystko, rad był nawet. Uwolniony był od Renaty, nie widział zatem żadnej już przeszkody, oddawał się w ręce ojca, jak do niedawna był posłusznem narzędziem w ręku macochy.
— Dobrze, zgoda zatem — rzekł. — Tylko nic jeszcze o tem nie mów Renacie. Jej przyjaciółki żartowałyby ze mnie, prześladowały i wolę, żeby dowiedziały się o tem na równi z wszystkimi.
Saccard przyrzekł mu, że nie wspomni o tem żonie. Potem, kiedy już doszli do końca bulwaru Malesherbes, zasypał go znowu gradem rad zdrowych. Uczył go jak powinien postępować, aby rajem sobie uczynić małżeństwo!
— Przedewszystkiem nie zrywaj nigdy z żoną. To głupota. Żona, z którą już się niema stosunków, kosztuje cię bajeczne pieniądze... Naprzód trzeba płacić jaką dziewczynę, nieprawdaż? Potem wydatki domowe są bezporównania większe zaraz: to stroje, to osobne przyjemności i rozrywki pani, to serdeczne przyjaciółki, wszystkiego tego jest bez końca.
Naszła go godzina nadzwyczajnej jakiejś cnoty. Powodzenie interesu owych gruntów Charonny usposabiało jego serce do rzewności idylicznej.
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/373
Ta strona została uwierzytelniona.