stępnie wyjął cygaro z kieszeni i zapalił je u kandelabra. Renata pozwalała mu palić u siebie.
Nakoniec Celestyna oddaliła się, pozostawiając młodą kobietę przed kominkiem, białą zupełnie w nocnym stroju.
Maksym przechadzał się jeszcze przez chwilę po pokoju, pogrążony w milczeniu, z pod oka przyglądając się tylko Renacie, którą, jak się zdawało, dreszcz począł wstrząsać na nowo. A stawając przed kominkiem z cygarem w zębach, spytał ją nagle:
— Dla czego nie powiedziałaś mi, że to mój ojciec był wczoraj u ciebie wieczorem?
Ona podniosła głowę, z oczyma szeroko rozwartemi najwyższym przestrachem; potem naraz fala krwi purpurą zalała jej twarz i zgnębiona wstydem, ukryła ją w dłoniach; szepcząc:
— Ty wiesz to? Ty wiesz to?...
Opamiętała się, próbowała kłamać.
— To nieprawda... kto ci to powiedział?
Maksym wzruszył ramionami.
— Ależ nikt inny przecie, tylko mój ojciec sam, który wygłaszał dziś pochwały na temat twoich bioder i twierdzi, że jesteś prześlicznie zbudowaną.
W tych słowach znać było trochę urazy. Ale począł zaraz przechadzać się dalej, wciąż łając ją po przyjacielsku, między dwoma kłębami cygarowego dymu:
— Doprawdy, nie rozumiem cię. Szczególniejsza z ciebie kobieta. Wczoraj, toć przecież twoja
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/378
Ta strona została uwierzytelniona.