mularzy. Saccard uśmiechnął się dyskretnie, jak oklaskiwany aktor.
Kilku gości przybyło jeszcze. Było teraz conajmniej ze trzydzieści osób w salonie. Przerwane rozmowy podjęto na nowo; w chwilach ciszy dochodził przez ściany przyciszony szczęk sreber i naczyń stołowych. Nakoniec Baptysta otworzył obie połowy podwoi i majestatycznie wygłosił sakramentalną formułkę zaproszenia do stołu.
Wówczas powolnie rozpoczął się pochód. Saccard podał ramię małej margrabinie; Renata poszła z jednym ze starych panów, senatorem, baronem Gouraud, przed którym płaszczyli się wszyscy w niezmierzonej pokorze; co do Maksyma, ten obowiązany był prowadzić do stołu Ludwikę de Mareuil; dalej następowała procesya reszty współbiesiadników, którą zamykali dwaj entreprenerzy z rękoma niezgrabnie spuszczonemi.
Sala jadalna była obszernym kwadratowym pokojem, otoczonym dokoła na wysokość ludzkiego wzrostu boazeryami z gruszkowego drzewa czarnego przyozdobionemi w cienkie złote prążki. Cztery wielkie wolne od boazeryi przestrzenie ścian, widocznie według pierwotnego planu zachowane były na pomieszczenie obrazów martwej natury; pozostały jednakże pustemi, prawdopodobnie z tego powodu, że posiadacz pałacu uląkł się wydatku czysto artystycznego. Pokryto je więc po prostu aksamitem zielonym. Meble, firanki i portyery, z tegoż samego materyału, nadawały temu salonowi
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.