Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/381

Ta strona została uwierzytelniona.

Stanowczo zdecydowany był nie pozostać tutaj. Zresztą, sama Renata nie chciałaby tego. Oboje tak myśleli, tak mówili; byli już teraz wyłącznie tylko dwojgiem przyjaciół. A kiedy już nakoniec Maksym uścisnął rękę kobiety i zamierzał opuścić pokój, ona zatrzymała go jeszcze na chwilę, mówiąc o jego ojcu. Poczęła chwalić go gorąco.
— Widzisz, dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Wolę, że tak się stało... Bo ty nie znasz twego ojca; ja prawdziwie zdumioną byłam, odkrywając w nim tyle dobroci, tyle bezinteresowności. Biedny człowiek, ma tyle kłopotów w tej chwili.
Maksym przyglądał się końcom swych bucików uparcie, nic nie odpowiadając, z miną zaambarasowaną. Ona nacierała.
— Dopóki nie przychodził do mego apartamentu, to mi było obojętne. Ale potem... Kiedy go tu widywałam, takim przywiązanym, tak serdecznym, kiedy mi przynosił te pieniądze, których szukać musiał i zbierać ze wszystkich kątów Paryża, kiedy widziałam go rujnującego się dla mnie bez jednej skargi, to mnie przyprawiało o chorobę... Gdybyś wiedział z jaką starannością czuwał on nad mojemi interesami!...
Młoda kobieta zwolna powróciła do kominka, o który się oparła. On stał zaambarasowany, z głową spuszczoną, z uśmiechem, którym zwolna wzbierały jego wargi.
— Tak — mruknął — mój ojciec biegłym i gorliwym jest niezmiernie w czuwaniu nad interesami innych.