Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/385

Ta strona została skorygowana.

— Właściwie mnie określiłeś, byłam ślamazarną, twój ojciec mógł był wmówić we mnie, że gwiazdy w samo południe świecą na niebie, byłabym je zobaczyła. Cóż mnie to wszystko obchodziło! Przez ten czas, kiedy on mi opowiadał swoje historye, ja nie słyszałam nic, w uszach tylko dzwoniło mi okropnie i byłam tak przygnębiona, że gdyby mi kazał, na kolanach klęcząc, podpisywać te papiery, nie byłabym się opierała temu. I ja wyobrażałam sobie, że mam wyrzuty sumienia!... Prawdziwie, byłam głupią do tego stopnia!...
Zaśmiała się głośno, blaski szału świeciły w jej oczach.
Mówiła dalej, coraz mocniej ściskając swego kochanka:
— Alboż my robimy coś złego? Czyż to złe? Kochamy się, bawimy, jak nam się podoba. Świat cały czyni toż samo, nieprawdaż?... Przypatrz się twemu ojcu, czyż on się krępuje czemkolwiek? Kocha pieniądz i bierze go wszędzie, gdzie napotka. Ma racyę, to mnie przywraca swobodę... Naprzód zatem nic nie podpiszę a potem ty będziesz przychodził tu codziennie. Bałam się, byś już nie chciał, wiesz, za to, com powiedziała... Ale skoro to sam usprawiedliwiłes.. Zresztą, teraz zamknę drzwi przed nim, rozumiesz, teraz..
Powstała, zapaliła nocną lampkę. Maksym wahał się, czując, że niepodobna się cofnąć. Widział, jakie popełnił głupstwo, wyrzucał sobie gorzko,