— Ach, okropne! — rzekła, nakoniec ładna brunetka — jakżeby mąż mój się gniewał, gdybym ja się tak rozebrała!
Gromada poważnych mężów nie była bynajmniej tego zdania. Unosili się zdaleka. Pan Michelin, którego żona wmieszała tak nie w porę w tę sprawę, rozpływał się, aby zrobić przyjemność panu Toutin-Laroche i baronowi Gouraud, których zachwycał widok Renaty. Prawiono komplementów bez liku Saccardowi z powodu doskonałości kształtów jego żony. Kłaniał się, okazywał niezmiernie wzruszonym. Ten wieczór stanowczo szczęśliwym był dla niego i gdyby nie jakaś myśl uparta, która chwilami przebłyskiwała w jego oczach, kiedy rzucał szybkie spojrzenia swej siostrze, wydawałby się doskonale szczęśliwym.
— Powiedz pan, nigdy nam jeszcze tyle nie pokazała — powiedziała żartobliwie Ludwika Maksymowi do ucha, ukazując mu z pod oka Renatę.
Poprawiła się i z nieokreślonym uśmiechem dodała zaraz:
— Mnie przynajmniej.
Młody człowiek popatrzał na nią z niepokojem w twarzy, ale uśmiechała się dalej tak pociesznie jak uczeń szkolny, zadowolony, że mu się udało powiedzieć jakiś dowcip zanadto drażliwy cokolwiek.
Otworzono bal. Spożytkowano estradę od żywych obrazów, umieszczając na niej małą orkiestrę, w której dęte instrumenty przeważały; i głosy trąb
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/422
Ta strona została uwierzytelniona.