Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/435

Ta strona została uwierzytelniona.

bie, że najprawdopodobniej po prostu poszli się położyć. Potem przyszła jej na myśl sala jadalna, żywo wbiegła po schodach oranżeryi. Ale u drzwi wielkiego salonu zatrzymana została powtórnie figurą kotyliona.
— To są „czarne punkty“, moje panie — mówił uprzejmie pan de Saffré. — To własny mój pomysł i wobec państwa pierwszy raz to produkuję.
Śmiano się ogromnie. Mężczyzni tłómaczyli paniom tę aluzyę. Cesarz w tym czasie miał był mowę, w której skonstatował istnienie „pewnych czarnych punktów“ na horyzoncie politycznym. Te czarne punkty, niewiadomo dlaczego miały wielkie powodzenie. Dowcip paryzki w lot pochwycił to wyrażenie do tego stopnia, że od tygodnia przystosowywano do wszystkiego „czarne punkty“. Pan de Saffré ustawiał panów z jednej strony salonu, każąc im się zwrócić plecami do dam, ustawionych w drugim końcu. Potem zakomenderował, żeby połami nakryli sobie tył głów. Operacya ta dokonała się pośród szalonej wesołości. Zgarbieni, ze ściśniętemi ramionami, z połami fraków dostającemi zaledwie do pasa, tancerze wyglądali istotnie okropnie.
— Nie śmiejcie się, moje panie — krzyczał pan de Saffré, z najkomiczniejszą w świecie powagą — bo każę wam pozakrywać sobie koronkami sukien głowy.