miała mu do powiedzenia. Ale ona odpowiedziała mu z poza zaciśniętych zębów:
— Idź za mną, albo powiem wszystko wobec zebranych gości!
Pobladł okropnie, szedł za nią już teraz z posłuszeństwem obitego zwierzęcia. Zdawało jej się, że Baptysta patrzy na nią, ale w tej chwili nie troszczyła się już bynajmniej o jasne spojrzenie tego lokaja!
U drzwi kotylion powstrzymał ją po raz trzeci.
— Czekaj — mruknęła. — Ci głupcy nie skończą nigdy chyba!...
I przytrzymała go za rękę, żeby się jej nie wymknął.
Pan de Saffré ustawiał księcia Rozan plecami do muru, w kącie salonu, obok drzwi od sali jadalnej. Postawił przed nim damę, potem znów kawalera plecami do damy, potem znów przed tymże drugą damę, całym rzędem tak, para za parą, w długiego węża. Ponieważ tancerze spóźniali się, rozmawiali:
— Proszę — wołał — panie teraz na miejsca do „kolumn“.
Podążyły, utworzono „kolumny“. Nieprzyzwoitość tej pozycyi między dwoma mężczyznami, z których na plecach jednego się opierało, a przyciskało do piersi drugiego, bawiła niezmiernie te panie. Brodawki piersi dotykały niemal fraków, nogi panów gubiły się w spódnicach tancerek a skoro nagła jakaś wesołość pochyliła naprzód głowę, prze-
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/439
Ta strona została uwierzytelniona.