— Drwię sobie ze skandalu! Jeżeli odmówisz, zejdę na dół do salonu i krzyczeć będę na cały głos, iż jesteś moim kochankiem i że teraz jesteś tyle nikczemnym, iż chcesz zaślubić garbusa.
Pochylił głowę, słuchał, ustępując już, poddając się tej woli, która mu się narzucała tak energicznie.
— Pojedziemy do Hawru — mówiła ciszej, pieszcząc się ze swem marzeniem — a ztamtąd dostaniemy się do Anglii. Nikt nas już nie będzie nudzić. Jeśli to jeszcze nie oddali nas dostatecznie, wyjedziemy do Ameryki. Mnie, która zawsze tak ziębnę, będzie tam doskonale. Nieraz zazdrościłam kreolkom...
Ale w miarę, jak ona szerzej kreśliła swój projekt, przestrach przejmował Maksyma. Opuścić Paryż, wyjechać tak daleko z kobietą, która, to rzecz pewna, była waryatką, pozostawić za sobą historyę, której strona hańbiąca wygnałaby go na zawsze z kraju! Myśl ta, jak zmora dręcząca, dławiła go. Rozpaczliwie szukał sposobu wydostania się z tego gabinetu, z tej różowej reduty, w której biły cmentarne dzwony Charentonu[1]. Zdało mu się, że go znalazł wreszcie.
— Ale, kiedyż ja nie mam pieniędzy — wyrzekł łagodnie, aby jej nie rozjątrzać. — Jeśli mnie zamkniesz, nie będę się nawet mógł postarać o nie
- ↑ Dom obłąkanych pod Paryżem.