Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/448

Ta strona została uwierzytelniona.

ła — rzekł łagodnie do żony — zyskałaś przez to sto tysięcy franków. Dziś wieczorem przyniosę ci pieniądze.
Uśmiechał się niemal i tylko ręce mu drgały. Postąpił kilka kroków, dodając:
— Jakże tu duszno. Cóż to za dziwaczny pomysł, żeby przychodzić tutaj obmyślać znów jakąś waszą farsę w tej łaźni!...
A zwracając się do Maksyma, który podniósł był głowę, zdziwiony zmienionym głosem nagle ułagodzonego ojca:
— Chodźże — zawołał. — Widziałem, jakeś szedł na górę i szukałem cię właśnie, żebyś się przyszedł pożegnać z panem Mareuil i jego córką.
Obaj mężczyźni zeszli, rozmawiając najserdeczniej. Renata pozostała sama, stojąca pośrodku gabinetu, zapatrzona w rozwartą otchłań schodów, w której widziała znikające plecy ojca i syna. Nie mogła odwrócić oczu od tego otworu. Jakto, wyszli najspokojniej, po przyjacielsku, w największej zgodzie! Ci ludzie nie zdławili się, nie zgnietli w śmiertelnym uścisku. Nadstawiła ucha, słuchała, czy czasem jakaś straszna walka nie wywiąże się między nimi, czy nie posłyszy toczących się ciał po stopniach schodów. Nic. Cisza. Z ciemności tylko dobiega szmer tańca i falą kołyszącą się melodya walca. Zdało się jej, że zdala słyszy śmiechy margrabiny i donośny głos pana de Saffré. A zatem dramat był skończony? Jej zbrodnia, pocałunki w szaro-różowem, wielkiem łożu,