Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/463

Ta strona została uwierzytelniona.

raz to gwałtowniej, gdzie czerwone obicia rozemdlewały pod tchem gorączkowym ostatnich chwil balu, wszystko to wydało jej się, jakby burzliwym obrazem jej własnego życia, tej nagości, tych oddawań się. I doznała takiej boleści na myśl, że Maksym tak samo, po to, aby wziąć garbatą w swoje objęcia, rzucił ją tutaj, w tych samych miejscach, gdzie się kochali, że zapragnęła zerwać łodygę Tanghinu, którego liście twarz jej muskały i pożuć ją aż do pnia. Ale co było w niej tchórzostwa, to nie dopuściło wprowadzić w czyn tego pragnienia; stała przed krzewem, drżąca pod swem futrem ciepłem, które drobne dłonie owijały mocno dokoła jej postaci z wymownym gestem przerażonego wstydu.