Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/465

Ta strona została uwierzytelniona.

i wymownych obron pana Toutin-Laroche, oraz barona Gouraud. Saccard spodziewał się tego niepowodzenia; odrzucił ofiarowaną mu cenę i dopuścił, aby akta poszły przed jury, którego on i pan de Mareuil byli właśnie członkami w tej chwili, dziwnym przypadkiem, któremu prawdopodobnie musiał dopomódz. I tak to powierzono jemu, oraz czterem innym jego kolegom przeprowadzenie śledztwa na własnych gruntach.
Pan de Mareuil towarzyszył mu. Z pomiędzy trzech innych przysięgłych jeden był lekarzem, który palił sobie obojętnie cygaro, nie troszcząc się ani odrobinę o ten gruz, przez który musiał przeskakiwać a dwaj inni przemysłowcami; z tych jeden był fabrykantem narzędzi chirurgicznych a do niedawna jeszcze obracał szlifierski kamień na ulicach miasta.
Droga, przez którą kroczyli ci panowie, była okropna. Deszcz padał noc całą. Grunt rozmiękły zamienił się w istną rzekę błota między rozwalonemi domami, na tej drodze, wytkniętej przeważnie przez ziemie miękie, gdzie wozy, przeznaczone do wywózki gruzu, grzęzły aż po osie. Po obu stronach sterczały złomy murów, podziurawione oskardami; wysokie budynki rozpłatane, ukazując sine wnętrzności, świeciły opróźnionemi klatkami schodowemi, rozwartemi pokojami, zawieszonemi gdzieś w górze, na podobieństwo wyłamanych szuflad jakiegoś wielkiego a brzydkiego mebla. Nie było nic bardziej opłakanego chyba nad tape-