— Co do wydatku — oświadczył poważnie deputowany Haffner, który otwierał usta wyłącznie tylko w ważnych okazyach — nasze dzieci go poniosą, i nic nad to sprawiedliwszego.
A ponieważ wymawiając te słowa patrzał na pana de Saffré, na którego ładna pani Michelin dąsała się, jak się zdawało, od niejakiej chwili, młody sekretarz, chcąc okazać, że uważnie słuchał rozmowy, powtórzył:
— Nic nad to sprawiedliwszego, w samej rzeczy!
Każdy dorzucił coś od siebie do tej kwestyi z grupy, którą tworzyli poważni panowie u środka stołu. Pan Michelin uśmiechał się, kiwał głową; był to zazwyczaj jego sposób brania udziału w jakiejś rozmowie; miał cały zasób sposobów uśmiechania się na pokłon, odpowiedź na potakiwanie, podziękowanie, żegnanie się, całą kolekcyę uśmiechów, które niemal zupełnie uwalniały go od posługiwania się słowami; system ten widocznie uważał on za daleko grzeczniejszy a i odpowiedniejszy zarazem do ciągłego wznoszenia się w górę.
Jedna jeszcze osobistość nie wzięła udziału w rozmowie ogólnej, baron Gouraud, który żuł powoli, z ociężałemi powiekami, jak wół. Dotychczas zdawał się być zatopiony w widoku swego talerza, Renata, nadskakująca mu troskliwie, nie otrzymała od niego do tej chwili nic, prócz lekkiego pomruku zadowolenia. To też zdziwiono się, kiedy podniósł naraz głowę i ozwał się, ocierając serwetą zatłuszczone usta:
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.