le uciech, zamarłych nazawsze. Może poprostu wzruszała ją wierność tej sługi, tego uczciwego serca, którego poczciwej, spokojnej życzliwości, jak się zdawało, nic zachwiać nie mogło. Wdzięczną jej była w głębi wyrzutów swego sumienia za to, że patrzyła na jej hańbę a mimo to nie opuściła jej pod wpływem naturalnego obrzydzenia; wyobrażała sobie, że na to potrzebowała uczciwa ta dziewczyna prawdziwego zaparcia się siebie, że niejedną stoczyła walkę, niejedno poświęcić musiała, zanim doszła do spokojnego patrzenia na kazirodztwo, którego widok nie przeszkadzał jej przecież okazywać zawsze szacunku swej pani i otaczać ją jednakiem staraniem. A przywiązanie to służącej tem jej większą sprawiało przyjemność, że wiedziała o nieposzlakowanej uczciwości dziewczyny, porządnej, oszczędnej, niemającej kochanka.
Czasami, w chwilach smutku, mówiła jej:
— Tak, moje dziecko, to ty zamkniesz mi oczy.
Celestyna nieodpowiadała nic, tylko jakiś uśmiech szczególny przemykał się po jej ustach. Pewnego ranka zawiadomiła spokojnie panią, że odchodzi, że powracać musi do domu. Renatę wiadomość ta przejęła głęboko, zdawało jej się, że ją wielkie jakieś dotknęło nieszczęście. Nie chciała słyszeć o tem, zarzucała ją pytaniami. Dlaczego ją porzuca, kiedy się tak dobrze zgadzały z sobą przecież? I podniosła jej w dwójnasób zasługi.
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/479
Ta strona została uwierzytelniona.