— Ależ najdoskonalej w świecie — odpowiedział tenże z uśmiechem — tylko że dotąd nie mam jeszcze wskazanych kandydatów do mego departamentu. Ministeryum waha się jakby się zdawało.
Pan de Mareuil, który szybkiem spojrzeniem podziękował Saccardowi za podjęcie tego przedmiotu, wyglądał jakby siedział na rozżarzonych węglach. Zarumienił się zlekka, skłonił się pomieszany, kiedy prefekt, zwracając się do niego, ciągnął dalej:
— Mówiono mi wiele o panu w naszych stronach. Znaczne posiadłości pańskie w naszym departamencie jednają panu dużo przyjaciół a wiadomem jest, jak bardzo oddanym pan jesteś cesarzowi. Masz pan wszelkie szanse.
— Papo, nieprawdaż, że Sylwia sprzedawała papierosy w Marsylii w 1849 — zawołał w tej chwili Maksym z końca stołu.
A ponieważ Arystydes Saccard udawał, że nie słyszy tej interpelacyi, młodzieniec dodał ciszej cokolwiek:
— Mój ojciec znał ją specyalnie...
Dały się słyszeć stłumione śmiechy. Tymczasem kiedy pan de Mareuil wciąż kłaniał się jeszcze, pan Haffner podjął sentencyonalnym głosem:
— Przywiązanie do cesarza jest jedyną cnotą, jedynym patryotyzmem w tych czasach egoistycznej i interesownej demokracyi. Kto kocha cesarza, kocha Francyę. Ze szczerą też radością powitalibyśmy pana naszym kolegą.
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.