Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

Zebrani u stołu goście nie jedli już. Jakiś gorący powiew zdawał się unosić nad salą, powiew, co zaćmił szkła zastawy, rozkruszył chleb na obrusie, zniweczył piękną symetrye jadalnego stołu. Kwiaty powiędły w wielkich rogach z cyzelowanego srebra. I współbiesiadnicy na chwilę już tylko pozostawali u stołu przed resztkami deseru, pogrążeni w błogiem jakiemś uczuciu, nie mając odwagi powstać. Jednym łokciem wsparci na stole, wpół pochyleni nad nim, z próżnią w spojrzeniu, z tem wpół-obezwładnieniem umiarkowanego, przyzwoitego pijaństwa ludzi światowych, którzy upijają się po trochu. Śmiechy ustały, rozmowy coraz rzadziej było słychać. Pito i jedzono wiele, co wpłynęło jeszcze bardziej na podniesienie powagi całej grupy uorderowanych panów. Panie w tem ciężkiem powietrzu jadalnej sali czuły jak im wilgotnieją czoła i karki. Oczekiwały, aby wreszcie dano hasło przejścia do salonu, cokolwiek pobladłe, jakby i im głowy nieco się zawróciły. Pani d’Espanet była całkiem różowa, kiedy tymczasem ramiona pani Haffner nabrały woskowej białości. Pan Hupel de la Noue bacznie przyglądał się oprawie noża; pan Toutin-Laroche rzucał jeszcze panu Haffner od czasu do czasu urywki frazesów, które tamten przyjmował potakującem kiwaniem głowy; pan de Mareuil siedział zamarzony, poglądając bezmyślnie na Michelina, który uśmiechał się wciąż do niego przebiegle. Co do ładnej pani Michelin, ta już przestała rozmawiać od dawna; mocno zarumieniona