Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

przenikliwą, Bauhinia o czerwonych gronach, Quisqualus, którego kwiaty opadają jak naszyjniki z delikatnego szkła — wszystko to rzekłbyś płynęło falą, wiązało się z sobą, zahaczało, biegło niby jaszczurki cieniutkie, igrające i wydłużające się bez końca wśród czarności zieleni.
A pod arkadami, między wielkiemi klombami drzew, tu i owdzie łańcuszki żelazne podtrzymywały kosze, w których rozwijały się orchideje, dziwaczne rośliny gorącego nieba. Był tam Trzewiczek Wenery, której kwiat przypomina uroczy pantofelek, ozdobiony u napiętka skrzydłami libelli; Aerides o niesłychanie delikatnej woni; Stanhopee o kwiatach bladych pocentkowanych, wiejące zdala oddechem gorączkowym gardzieli rekonwalescentów, oddechem cierpkim a mocnym.
Co wszakże z każdego zakątka, z każdego załamania alei odrazu więziło spojrzenie, to wielki Hibiscus chiński, którego olbrzymi kobierzec zieleni i liścia pokrywał niemal cały bok pałacu, do którego przybudowaną była cieplarnia. Szerokie liście purpurowe tej zolbrzymiałej malwy, bezprzestannie się odradzające, żyją zaledwie godzin kilka. Powiedziałbyś odchylające się zmysłowe usta kobiet, usta czerwone, miękie i wilgotne jakiejś Messaliny bajecznej, której pocałunek rozraniał, a które odradzały się z uśmiechem wiecznie spragnionym i krwawym.
Renata przed basenem drżała pośród tego wspaniałego wykwintu dokoła. Po za nią wielki sfinks