baronowa Meinhold w zachwycającym cab’ie, zaprzężonym w skarogniade konie; hrabina Wańska srokatemi kucami; pani Dast, sławnym swym karym zaprzęgiem; pani de Guende i pani Tessière karetą; znana Sylwia odkrytem szafirowem landem. A potem znów Don Carlos, w żałobie, z liberyą służby starożytną i uroczystą; Selim-pasza w fezie i bez guwernera; księżna de Rozan „egoistką“ ze służbą upudrowaną na biało; pan hrabia de Chibray w dog-cart; pan Simpson wytwornym kawalerskim zaprzęgiem; cała kolonia amerykańska. Nakoniec dwóch członków akademii w dorożce.
Nareszcie pierwsze powozy oswobodziły się, i zwolna, po trochu, cały szereg począł się toczyć za niemi. Było to jakby przebudzenie. Tysiące światełek poczęło biedz w podskokach, szybkie błyski krzyżowały się w ruchu kół, iskry posypały się z wędzideł, targanych przez konie. Na ziemię padały szerokie odblaski szyb migocących w zachodzie. To iskrzenie się uprzęży i kół, ten blask werniksowanych ścian pojazdów, w których płonęła łuna zachodzącego słońca, te jasne tony fantastycznych liberyj rysujących się na tle nieba i bogate, strojne toalety, wysuwające się z powozów, wszystko to uniesione zostało w głuchym łoskocie bezprzerwanym, w rytmicznym tentencie zaprzęgów. I cała ta defilada posuwała się teraz wśród tegoż samego, co poprzednio, gwaru, w tychże samych blaskach, bez przerwy, jednym ciągiem, jak gdyby pierwsze powozy pociągnęły za sobą wszystkie inne.
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/8
Ta strona została uwierzytelniona.