chwytał cudownie w przelocie najmniejsze wskazówki tej ciepłej, psom po łowach rzucanej odprawy, której areną stać się miała stolica.
Dwukrotnie poszedł do brata, aby przynaglić go w staraniach. Eugeniusz przyjął go opryskliwie, powtarzając mu, że o nim niezapomniał, ale że trzeba czekać jeszcze. Nakoniec otrzymał list, wzywający go, aby przyszedł na ulicę Penthièvre. Podążył tam, z sercem bijącem gwałtownie, jak na miłosną schadzkę. Zastał Eugeniusza przed wieczystym czarnym stolikiem, w wielkiej, wyziębłej sali, która mu służyła za biuro. Skoro go tylko spostrzegł, adwokat wyciągnął do niego papier, mówiąc:
— Patrz, wczoraj otrzymałem dla ciebie miejsce. Otrzymałeś nominacyę na komisarza nadzorczego, przydzielonego do magistratu. Będziesz miał pensyi dwa tysiące czterysta franków.
Arystydes stał przed nim wyprostowany. Zbladł ze złości i nie brał podawanego sobie papieru, sądząc, że brat z niego żartuje. Miał nadzieję, że otrzyma posadę na sześć tysięcy franków przynajmniej. Eugeniusz zgadywał, co się z nim działo; obrócił krzesło i skrzyżowawszy ręce na piersiach:
— Miałżebyś być głupcem? — zapytał z niejaką irytacyą. — Roiłeś, jak młoda dziewczyna, nieprawdaż? Chciałbyś zamieszkiwać wspaniałe apartamenty, mieć liczną służbę, jeść dobrze, sypiać na jedwabiach, zaspakajać swoje żądze natychmiast w objęciach pierwszej lepszej, w buduarze ume-
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.