Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam już, znalazłem! — zawołał. — Saccard, Arystydes Saccard... przez dwa c... Co? Jest pieniądz w tem nazwisku; rzekłbyś, że słychać w niem brzęk liczonych pięciofrankówek.
Eugeniusz miewał zazwyczaj okrutne żarty. Pożegnał brata, mówiąc doń z uśmiechem:
— Tak, to nazwisko, z którem można albo iść na galery, albo zebrać miliony...
W kilka dni później Arystydes Saccard był już zainstalowany w biurach ratusza. Dowiedział się, że brat jego musiał użyć wielkiego swego wpływu. aby go tu pomieścić bez wymaganych egzaminów.
Wtedy poczęło się dla małżeństwa monotonne życie niższych urzędniczych rodzin. Arystydes i jego żona powrócili do swych nawyknień w Plassans. Tyle tylko, że spadli z wysokości rojeń o nagłej karyerze i majątku i dlatego też życie to nędzne ciążyło im daleko więcej, odkąd poczęli go uważać za czas próby tylko, której długości nie można było określić. Być biednym w Paryżu — to znaczy być biednym podwójnie. Aniela przyjmowała nędzę z tym brakiem energii, z tą miękością kobiet anemicznych: spędzała dnie całe w kuchni, albo kładła się na ziemi i bawiła z córeczką, nie rozpaczając, aż wówczas dopiero, kiedy zobaczyła ostatnią pięciofrankówkę. Ale Arystydes wściekał się w duszy na widok tego ubóstwa, tej ciasnej egzystencyi, w której rwał się i kręcił, jak zwierz, zamknięty w klatce. Były to dla niego czasy cierpień nieopisanych: duma jego krwawiła