deszczu talarów, spadającego rzęsiście na dachy stolicy. W swoich bezprzestannych wędrówkach po biurach ratusza podchwycił obszerny projekt przeobrażenia Paryża, plan tego burzenia, tych nowych ulic, zaimprowizowanych dzielnic, tego potwornego ażia na sprzedaży gruntów i nieruchomości, plan, który miał zażedz na czterech rogach miasta walkę interesów i pożogę bezmiernego zbytku. Od tej chwili działalność jego miała już cel. W tej to epoce właśnie stał się miłym, uczynnym, „dobrym chłopcem“. Utył nawet cokolwiek, przestał biegać po ulicach jak kot wychudły, szukający zdobyczy. W biurze stał się rozmowniejszym, uprzejmiejszym niż kiedykolwiek. Brat, któremu od czasu do czasu składał wizyty, poniekąd oficyalne, winszował mu, że tak umie rady jego zastosowywać w praktyce. Na początku 1854 Saccard zwierzył się mu, że miał na widoku kilka spekulacyj, ale że na to potrzebaby dość znacznych wkładów.
— W takim razie szuka się — powiedział Eugeniusz.
— Masz racyę, poszukam — odpowiedział, nie okazując najmniejszego niezadowolenia, jakby nie zauważył zupełnie, że brat odmawiał mu dostarczyć pierwszych kapitałów.
Teraz paliła go tylko myśl o tych pierwszych, potrzebnych na początek kapitałach. Plan miał już nakreślony; a plan ten z każdym dniem w nim dojrzewał. Ale pierwszych stu tysięcy franków niepodobna było znaleźć. Wola jego naprężyła się wię-
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.