Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1011

Ta strona została skorygowana.

nie będzie niczyją własnością; zobaczą, czy on nie będzie umiał obronić swego państewka.
I tak samo rzecz była z młynem; początkowo zadowolnił się tylko naprawieniem dawnego jego mechanizmu, nie chcąc odrazu występować zbyt ostro przeciw starej rutynie młynarza, odkładając na później dopiero maszynę parową, kolejkę dojazdową do dworca w Janville, wszystkie te pomysły Mateusza, które odtąd fermentowały w młodym jego śmiałym i rzutkim umyśle.
Dawny Grzegorz tym sposobem zmienił się do niepoznania, ten niegdy niesforny młodzieniec dziś nabył rozumu i z całej swej szalonej młodości zachował tylko śmiałość i ryzykowność przedsiębiorstw szczęśliwych, popierany zresztą w tem dzielnie przez energiczną, jasnowłosą Teresę; oboje tymczasem uszczęśliwieni byli tem, że się mogą uwielbiać i kochać w starym romantycznym młynie, oplecionym girlandami bluszczu, zanim wreszcie będą mogli go zwalić, aby na jego miejsce postawić obszerny biały budynek o olbrzymich żarnach całkiem nowych, o jakim marzyła zdobywcza ich ambicya.
Tak w ciągu lat następnych Mateusz i Maryanna patrzyli jeszcze i na inne odloty z rodzinnego gniazda. Przyszła teraz kolej na trzy dziewczęta: Ludwikę, Magdalenę i Małgorzatę. Wszystkie trzy wyszły za mąż w okolicy. Ludwika, która była wcieleniem wesela i zdrowia, tęga brunetka, o grubych ciężkich splotach wło-