Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1023

Ta strona została skorygowana.
III.

W fabryce, w zbytkownym swym pałacu, wychodzącym na bulwary, gdzie panowała nieograniczenie Konstancya oczekiwała na jakąś zmianę losu, od lat dwunastu już surowa i upornie wierząca w jakiś zwrot niespodziewany, pośród ciągłego zawalania się wszystkich nadziei, wśród zwalisk jej życia.
Przez te lat dwanaście Beauchêne osuwał się wciąż po pochyłości fatalnej i staczał coraz niżej. Był już teraz na samym dnie tej przepaści w najniższem upodleniu. Rozpoczął od prostych uciech męża, co szuka rozrywki po za domem, wyparty z małżeńskiej sypialni, zeszedł na uliczne spotkaania, doszedł, pod wpływem nawyknień wiecznie zadawalanych zachcianek, do tego, że nie wracał już niemal zupełnie do domu, żyjąc u dziewcząt publicznych, które go zabierały do siebie z trotuaru.
W końcu nad inne upodobawszy sobie dwie tego rodzaju kobiety, ciotkę i siostrzenicę, jak mówiły o sobie przynajmniej, osiadł z niemi obu