ko surową, upartą, niezgnębioną, oczekującą na spełnienie się przeznaczeń?
Te lat dwanaście daremnego wyczekiwania, zawiedzionych kolejno wszystkich nadziei zdawało się, że nie zachwiały nawet ani trochę pewności w jakiej żyła, że mimo wszystko nadejdzie dla niej godzina tryumfu.
W Chantebled, wobec zwycięztwa Mateusza i Maryanny, łzy jej mogły płynąć; ale przyszła napowrót do równowagi, żyła odtąd w nadziei, że fakt jakiś wciąż oczekiwany, nakoniec usprawiedliwi jej bezpłodność. Nie umiałaby określić stanowczo czego właściwie pragnęła, upierała się po prostu tylko przy tem, by nie umrzeć zanim nieszczęście nie dosięgnie nadmiernie liczną rodzinę, aby dla niej znalazła się wymówka za jej syna w grobie, za jej męża, zeszłego do rynsztoku, za całą tę obrzydliwość teraźniejszą, do której przyczyniła się sama a która dziś ją dobija.
Mimo, że serce jej krwawiło się, próżność jej, próżność uczciwej mieszczanki, podnosiła w niej bunt szalony, zaciekły, nie dopuszczając uznać, że się pomyliła. I tak to oczekiwała ona tego odwetu losu w wspaniałym, zbytkownym pałacu, zbyt obszernym dla niej teraz, kiedy go zajmowała sama jedna. Musiała ograniczyć w nim cały tryb życia, zamieszkując tylko pokoje pierwszego piętra, zamknięta po dniach całych ze starą służącą, jedyną, co pozostała dziś do jej usług.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1026
Ta strona została skorygowana.