Ubrana w czerni, jak gdyby nosiła wieczystą żałobę po Maurycym, zawsze na nogach, sztywna w milczeniu wyniosłem, nie skarżyła się nigdy, jakkolwiek na skutek tego głuchego rozdrażnienia w jakiem żyła, chora na serce, częstokroć dusiła się w okropnych atakach, które ukrywała przed wszystkimi starannie.
Kiedy pewnego dnia stara służąca pozwoliła sobie pobiedz po doktora Boutana, omal ją nie odprawiła ze służby; i na pytania egzaminującego ją lekarza nie chciała odpowiadać zupełnie, nie chciała zgodzić się na kuracyę żadną, pewna że i tak nie umrze dopóki trwa jej nadzieja.
Ale jakiż przejmował ją niepokój straszny kiedy w ataku choroby sercowej poczęła dusić się nagle, sama jedna w pustym domu, bez syna, bez męża, nie przyzywając nikogo, wiedząc zresztą, że niktby nie przybył! Skoro zaś atak przeszedł jaki niepokonany niczem upór, by powstać znów na nogi i powtarzać sobie, że sama jej obecność nie dopuszcza Dyonizemu zostać tu panem nie ograniczonym, władać bez podziału i że w każdym razie nie będzie miał pałacu, nie osiądzie w nim jako zwycięzca, dopóki ona nie umrze, zasypana ostatniemi gruzami walących się stropów.
Tego zamkniętego, klasztornego istnienia Konstancya nie używała już na nic innego, owładnięta jedną wyłączną myślą, nadzorowała dzień za dniem tylko, śledziła w każdej chwili co się
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1027
Ta strona została skorygowana.