Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1030

Ta strona została skorygowana.

I otóż pewnego dnia, pod koniec dwunastego roku, Moraoge wchodząc zauważył, że jakieś odmienne zapanowało w małym saloniku powietrze; drżała w niem jakby radość jakaś pośród wieczystej jego ciszy.
— Nic nowego od wczoraj, droga pani?
— Owszem, kochany przyjacielu, jest coś nowego.
— A czy dobrego przynajmniej, jak się spodziewam, coś szczęśliwego, czego pani oczekiwałaś?
— Coś, czego oczekiwałam, tak! Na co umiemy czekać cierpliwie, to przychodzi zawsze.
Patrzał na nią zdziwiony, zaniepokojony niemal, że ją dziś widzi tak odmienną, z oczyma błyszczącemi, z pełnemi życia ruchami. Po tylu dniach, w których wydawała się zakrzepłą w swej żałobie, jakież to pragnienie, spełnione nakoniec, zdołało ją zbudzić z martwych do tego stopnia? Uśmiechała się, oddychała pełną piersią, wyswobodzona, rzekłbyś, od niezmiernego ciężaru, co ją przygniatał, zakuwał tak długo.
A kiedy począł ją wypytywać o przyczynę tego wielkiego szczęścia, odpowiedziała mu tylko:
— Drogi przyjacielu, nie chcę ci nic odpowiadać jeszcze. Może niesłusznie się cieszę, bo wszystko to jeszcze pozostaje bardzo niejasnem, bardzo niepewnem dotąd. Ktoś dzisiejszego rana oznajmił mi o pewnych faktach i trzeba dopiero abym się upewniła o rzeczy a nadewszyst-