by rzecz zapomniana przez wszystkich, zgubiona, którą boleść zakonserwowała.
Wewnątrz jednak zajść w nim musiały niepokojące zmiany. Popadł w manje najdziwaczniejsze. Zajmując wciąż po dawnemu mieszkanie zbyt dlań obszerne, które niegdyś zajmował jeszcze za życia żony i córki, zamieszkiwał je już dziś sam jeden absolutnie, odprawiwszy nawet w końcu służącę; sam sobie robił na mieście zakupy, sam gotował dla siebie, sam sobie posługiwał; i nikt już od lat dziesięciu nie wszedł do tego mieszkania, przypuszczano, że tam panuje nieporządek potworny, do tego stopnia, iż gospodarzowi domu, który wciąż daremnie mówił o nieodzownych reparacjach, nie udało się przestąpić tego progu.
Zresztą, jakkolwiek po dawnemu zawsze drobiazgowej czystości, stary rachmistrz, teraz jak śnieg już bieluteńki z długą, spływającą brodą, nosił surdut w tak opłakanym znajdujący się stanie, że niezawodnie całe wieczory musiał spędzać na cerowaniu go i zacieraniu śladów jego zniszczenia.
Obłęd jego sknerstwa dochodził do tego stopnia, że nie pozwalał sobie na najmniejszy wydatek prócz wielkiego bochenka zwykłego najtańszego chleba, który kupował co cztery dni i jadł zczerstwiały, aby go zjadać jaknajmniej. Ten sposób żywienia się intrygował wszystkich mieszkańców domu niemało, nie było bowiem tego
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1032
Ta strona została skorygowana.