Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1033

Ta strona została skorygowana.

dnia, by żona odźwiernego nie wyrażała wobec nich swego podziwu: taki porządny, spokojny pan, który grosza nie wydaje nigdy, co też on może robić z pieniędzmi? Obliczano nawet sumę, jaką gdzieś zgromadził zapewne w jakim kącie i przebąkiwano coś o setkach tysięcy franków.
A i poważniejsze jeszcze zboczenie umysłowe niebawem poczęło się u niego objawiać, dwukrotnie ocalono go od niewątpliwej śmierci. Jednego dnia Dyonizy powracając przez most Grenelle, spostrzegł go przechylonego tak przez parapet, wpatrzonego w wodę płynącą, gotowego zda się rzucić głową na dół w nurty, gdyby go nie powstrzymał był w czas jeszcze za połę surduta. Uśmiechnął się wówczas tylko z łagodnym jak zwykle wyrazem twarzy, mówiąc coś o nagłym zawrocie głowy. Potem znów innym razem w fabryce Wiktor Moineaud pochwycił go i odsunął od maszyny wprawionej w ruch, w sam czas jeszcze w chwili kiedy z miną zahypnotyzowanego podsunął się już tak blisko, że go omal nie pochwyciło zębate koło. I na ten raz uśmiechnął się tylko, przyznając się, że zbłądził zbyt nieostrożnie przechodząc obok maszyny. To też pilnowano go, sądząc, że miewa chwile bez przytomności.
Jeżeli Dyonizy zatrzymywał go jako naczelnika biura buchalteryjnego, to czynił to najprzód przez wdzięczność za długą jego służbę, ale głó-