Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1035

Ta strona została skorygowana.

możliwych sposobnościach. I uczucie to zwolna tak zawładnęło nim całkowicie, że aż Konstancja zaczęła się na to boczyć niechętnie. Dała mu to do zrozumienia: kto nie był z nią całkowicie, ten był przeciw niej. Udał, że jej ulega, czatował teraz na dziecko, żeby je ucałować pokryjomu i tem więcej przez to jeszcze stało mu się ono drogiem, im więcej przywiązaniu temu stawiano przeszkód. W stosunkach jego codziennych niemal z Konstancyą, w pozornej jego wierności dla dawnej właścicielki fabryki była już teraz tylko uległość dla silnej dłoni, którą naginała go i dawniej zawsze do swojej woli. Istniał między nimi układ dawny a niemy, ta rzecz potworna, o której oni tylko wiedzieli sami jedni, to wspólnictwo, o którem nie wspominali nigdy, ale które skuwało ich z sobą nierozdzielnie. On, słaby i uczuciowy, został niem przygnębiony, przyswojony jak lękliwe zwierzę. Po tym dniu straszliwym dowiedział się on zresztą i innych jeszcze rzeczy o tym domu; dziś nic mu tu już nie było tajnem.
Tyle lat przeżył tutaj, tyle lat przechadzał się cichym, dyskretnym, drobnym kroczkiem manjaka, słysząc wszystko, widząc, podpatrując mimowoli niejedno! A ten waryat, wiedzący wszystkie domu tego tajemnice, milczący, rzucony w jego dramat ciemny, dochodził jednak do głuchego jakiegoś buntu, odkąd przyszło mu kryć się z tem,