że całuje swoją małą przyjaciółeczkę; z wzburzonem sercem, gotów był wybuchnąć gniewem gdyby śmiano dotknąć tej jego namiętności.
Nagle, pewnego wieczoru Konstancya zatrzymała go u siebie na obiad. Domyślił się, że wybiła godzina przyrzeczonych zwierzeń, zobaczywszy drżącą, wyprostowaną drobną jej figurkę, w pozie wojowniczej, pewną już dziś widocznie zwycięztwa.
U stołu jednak nie dotknęła ani słowem ważnego przedmiotu, jakkolwiek służąca pozostawiła ich samych, odrazu zastawiwszy na stole cały skromny obiad. Mówiła o fabryce, wreszcie doszła do Dyonizego i żony jego Marty, którą poczęła krytykować; popełniła ten wielki błąd nawet, że wyraziła się źle o Hortensyi, twierdząc, iż była źle wychowaną, brzydką i pozbawioną zupełnie wdzięku.
Rachmistrz nikczemnie słuchał w milczeniu, nie mając odwagi przeczyć, jakkolwiek cała jego istota burzyła się, rozdrażniona.
— Wszystko to zobaczym wtedy dopiero — zakończyła wreszcie — kiedy każdy znajdzie się na właściwem sobie miejscu.
Czekała dopóki nie powrócą do saloniku, chciała mówić o tem wszystkiem wówczas dopiero, skoro drzwi zostaną zamknięte i zasiądą oboje przed ogniem kominka, wśród wielkiej ciszy tego zimowego wieczoru.
— Mój kochany panie, jak ci to już wspom-
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1036
Ta strona została skorygowana.