niałam kiedyś, o ile mi się zdaje, będę potrzebować twojej pomocy... Trzeba będzie, abyś pan postarał się o to, żeby znaleźć w fabryce miejsce dla pewnego młodego człowieka, którym ja się zajmuję. Zechcesz pan nawet umieścić go w swojem biurze, jeśli chcesz mnie zobowiązać dla siebie.
Siedząc po drugiej stronie kominka, naprzeciw niej, Morange popatrzał na nią zdziwiony.
— Ależ ja nie jestem szefem, niech się pani lepiej zwróci do pana Dyonizego, on z pewnością zrobi wszystko, czego pani zażąda.
— Nie, zależy mi na tem, abym nic nie zawdzięczała Dyonizemu... Zresztą, to zgoła nie jest zgodne z moim programem. To pan właśnie przedstawić musisz mojego protegowanego, pan weźmiesz go do swego biura, jako swego pomocnika, pan go zainstalujesz tam, obznajmisz ze wszystkiem... No, przecież masz chyla tyle władzy, byś zażądał jednego urzędnika więcej? Zresztą, ja tak chcę.
Przemawiała jak władczyni, on zgarbił się tylko, schylił kark, nawykły z dawien dawna do posłuszeństwa: z początku żonie, potem córce, teraz tej starej zdetronizowanej królowej, która teroryzowała go, mimo głuchego buntu, wzrastającego zwolna od niejakiego czasu w jego duszy. Ośmielił się tylko spytać:
— Bezwątpienia, wziąść go mogę... Ale któż to taki ten młody człowiek?
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1037
Ta strona została skorygowana.