— Ach! pan wiesz o tem... I co pan wiesz? Trzeba mi powiedzieć wszystko, nic nie ukrywać; mów pan, mów, żądam tego!
Co on wiedział, mój Boże! wiedział wszystko. Począł mówić powoli, długo, jak we śnie. Wiedział wszystko, wszystkiego się dowiedział: o ciąży Noryny, o pieniądzach, które jej dał Beauchêne, aby odbyła połóg u akuszerki Bourdieu, o dziecku, które oddano do podrzutków, potem na mamki w Rougemont, zkąd później uciekł, ukradłszy trzysta franków. I wiedział nawet, że młody ladaco na bruku paryzkim wiódł najhaniebniejsze życie.
— Ale kto panu wszystko to powiedział? Zkąd pan wiesz o tem wszystkiem? — krzyknęła wściekła, przejęta niepokojem.
W odpowiedzi zakreślił tylko koło, szerokim ruchem ręki, jak gdyby wskazywał otaczające go powietrze, dom cały. One wiedziały o tem wszystkiem, były to rzeczy otaczającego do koła, które mu powtarzano, które odgadł. A nawet dziś już nie mógłby przypomnieć sobie, kto mu je mówił pierwszy. Wiedział tylko.
— Pojmie to pani, że skoro się jest gdzieś przeszło lat trzydzieści, wszystkie takie rzeczy w końcu wejść muszą człowiekowi do głowy... Wiem wszystko, wiem wszystko.
Kobieta zadrżała, nastała wielka cisza. On, z oczyma utkwionemi w głownię, zapadł w zamyślenie o przeszłości opłakanej, którą nosił
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1039
Ta strona została skorygowana.