Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1040

Ta strona została skorygowana.

w duszy skrycie, nie okazując nikomu, że był jej świadomym. Ona zastanawiała się, dochodziła do przekonania, że może tak jest lepiej, że tak przynajmniej sytuacya staje się jasną zupełnie. Skoro wie już wszystko, może go teraz użyć jak posłusznego narzędzia, posłużyć się nim wedle woli, zupełnie śmiało.
— Alaksander-Honoryusz, dziecko z Rougemont, tak! — tego to właśnie chłopca znalazłam nareszcie... A czy wiesz pan także o krokach, jakie poczyniłam w tym celu przed dwunastu laty, zrozpaczona, że nie wiem gdzie go odszukać, do tego stopnia, że przypuściłam już, iż umarł?
Wstrząsnął głową z ruchem potwierdzającym, ona zaś ciągnęła dalej, jak od dawna już wyrzekła się dawnych swych zamiarów, kiedy nagle los jej go odkrył.
— Wyobraź pan sobie, spadło to na mnie jak grom... Było to rankiem tego dnia, kiedyś pan zastał mnie tak wzruszoną. Siostra mego męża, Serafina, która zaledwie jakie cztery razy do roku do mnie zagląda, wpadła tu wówczas już o dziesiątej rano, ku wielkiemu memu zdziwieniu. Strasznie dziwna stała się ona teraz, jak panu wiadomo i z początku nie słuchałam nawet wszystkich historyi, jakie mi zaczęła opowiadać; mówiła coś o jakimś młodym człowieku, z którym zapoznała ją jakaś pani... nieszczęśliwym młodzieńcu, zgubionym skutkiem tego, że wpadł w złe towarzystwo i którego ocalićby można,