przytomną, pomieszaną, jak gdyby zrozpaczony, że nie może znaleźć czegoś, czego szuka tak mozolnie.
Kiedy zmrok zapadł, około czwartej w ten ciemny dzień zimowy, dwaj urzędnicy, którzy z nim razem pracowali w tem samem biurze, zauważyli, że przestał zupełnie zajmować się swą pracą. Od tej chwili począł oczekiwać na coś z oczyma utkwionemi we wskazówki zegara. A kiedy wybiła piąta, po raz ostatni zapewnił się, że suma ogólna długiego szeregu cyfr była dokładną, wstał i wyszedł, pozostawiając wielką regestrową księgę otwartą, jak gdyby miał powrócić sprawdzać następną kolumnę cyfr.
Morange puścił się galeryą, na którą wychodził kurytarz łączący warsztaty z sąsiadującym pałacem. O tej godzinie cała fabryka była oświetloną, lampy elektryczne oświecały ją światłem dziennem niemal a huk pracujących i maszyn w ruchu dochodził tutaj, wstrząsając mury.
I zanim doszedł do korytarza, nagle tuż przed sobą spostrzegł windę ciężarową, ten utwór okropny, otchłań morderczą, gdzie to zdruzgotanym został Błażej przed czternastu dziś już laty.
Po tej katastrofie, aby na przyszłość uniknąć podobnego wypadku, otoczono otwór windy balustradą, zamykaną na drzwi mocne, tak że spadnięcie stawało się niemożliwem, chyba że ktoś umyślnie otworzyłby te drzwi, dobrowolnie narażając się na upadek.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1053
Ta strona została skorygowana.