— Czekałam na ciebie, mój przyjacielu, spóźniłeś sie cokolwiek, pan, co jesteś zawsze tak punktualny.
— A tak, było tam dość pilne zajęcie, które chciałem skończyć jeszcze.
Ale ona żartowała, była uszczęśliwioną. I natychmiast przystąpiła do umowy.
— A to jest pan, o którym mówiłam właśnie! Zechcesz pan na początek zabrać go z sobą, aby go obznajmić ze sprawami fabryki, chociażby pierwiastkowo przyszło panu używać mego protegowanego na posyłki tylko... To umówione, nieprawdaż?
— Oczywiście, kochana pani. Biorę go już na siebie. Licz pani na mnie.
Potem kiedy odprawiała Aleksandra, zawiadamiając go, że od jutrzejszego rana może wstąpić już do służby, Morange uprzejmie ofiarował się przeprowadzić go przez swoje biura i przez warsztaty, otwarte jeszcze.
— To mu pozwoli zapoznać się cokolwiek już z fabryką, jutro przyjdzie już wprost do mnie.
Ponownie zaśmiała się, tak ta uprzejmość rachmistrza upewniała ją, że wszystko stanie się po jej myśli.
— Dobra myśl, mój przyjacielu, serdeczne dzięki... A panu: do widzenia, zajmiemy się twoją przyszłością, jeśli się będziesz dobrze sprawował.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1057
Ta strona została skorygowana.