ło go to z równowagi moralnej i cielesnej, więc spytał:
— A cóż na to mówi twoja żona?...
Beauchêne tak się zdziwił tem pytaniem, że aż przystanął na chodniku i po krótkim namyśle odrzekł:
— Jakto, moja żona?... co chcesz przez to powiedzieć?... ja nie rozumiem, dlaczego wspominasz z tego powodu o mojej żonie? Ona jest u siebie w domu, zaraz się położy do łóżka i będzie na mnie czekała, upewniwszy się że nasz Maurycy zasnął i śpi smacznie, jak zupełnie zdrowe dziecko... Moja żona jest uczciwą kobietą, więc cóż innego mogę ci o niej powiedzieć?...
Spożyty obficie obiad i wypite wytrawne wina, czule uspasabiały Beauchêae’a, a gwar i światła bulwarów, przyczyniając się do ostatecznego odurzenia jego umysłu, skłaniały go do coraz poufalejszych zwierzeń:
— Słuchaj no, bądź rozsądny, przecież nie jesteśmy dziećmi... A cóż u licha!... życie jest życiem i tyle naszego, co się użyje... To moja stała zasada. Moja żona! niema na świecie osoby, którąbym więcej od niej szanował. Gdy się z nią żeniłem, spowodowany gwałtowną potrzebą pieniędzy, wyznam ci, że jej nie kochałem, to jest nie miałem ku niej żadnego cielesnego pociągu. Przecież w niczem jej nie ubliżam, mówiąc, że dla mnie była za chuda... ona to dobrze odczuła i wszelkiemi sposobami starała się nabrać tuszy,
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/106
Ta strona została skorygowana.