Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1070

Ta strona została skorygowana.

ksandra, które spowodowały atak sercowy Konstancyi, mimowolnym jakimś, nawpół nieprzytomnym wybuchła śmiechem, mówiąc:
— No, no! to zabawne!
Mimo to jednak, zajęła miejsce w fotelu przy łóżku chorej, nie zdejmując wszakże ani rękawiczek, ani kapelusza. Czuwała z oczyma rozwartemi, temi oczyma brunatnemi, posianemi w złote iskierki, dwoma jedynie jeszcze żywemi płomieniami, które przetrwały przerażającą ruinę dawnej jej pięknści. Mając dziś lat sześćdziesiąt dwa, czyniła wrażenie zgrzybiałej, stuletniej staruszki, twarz jej wyzywająca, jakby poorana burzami, włosy słoneczne, przygaszone pod ulewą popiołów.
I około północy wciąż tam siedziała tak samo, wśród tego dreszczem przejętego pokoju, w zapomnieniu, zda się, jakby nie wiedząc już po co ją tu sprowadzano.
Ani Mateusz, ani Boutan nie chcieli odejść, zdecydowani na spędzenie tu nocy, by nie pozostawiać Konstancyi samej ze starą służącą, kiedy pan bawił w Nicei w towarzystwie dwu dam wesołych, ciotki i siostrzenicy. Około północy, kiedy rozmawiali obaj przyciszonym głosem, zdumieni zostali, posłyszawszy Serafinę jak po trzygodzinnem milczeniu przemówiła nagle:
— Czy wiecie, że on umarł.
Któż to umarł? Zrozumieli nakoniec, że mówiła o doktorze Gaude. W samej rzeczy, znaleziono w tych dniach sławnego chirurga, leżącego