Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1073

Ta strona została skorygowana.
IV.

I znowu zbiegły lata i Mateusz miał już ich teraz sześćdziesiąt osiem a Maryanna sześćdziesiąt pięć, kiedy wśród wzrastającego wciąż majątku, który zawdzięczali głębokiej swej wierze w życie, długiej odwadze i wytrwaniu w nadziei, ostatnia walka, najboleśniejsza z całego życia, omal ich nie powaliła, nie wpędziła do grobu zrozpaczonych, niepocieszonych.
Maryanna pewnego wieczora położyła się do łóżka z dreszczem, nieprzytomna niemal. W rodzinie nastąpiła rozterka, coraz to pogarszająca się więcej. Groźna kłótnia, zwolna zaostrzająca się, rozjątrzyła młyn, w którym panował Grzegórz, przeciw folwarkowi, którym zawiadowali Gerwazy i Klara; Ambroży zaś powołany na rozjemcę ze swego kantoru w Paryżu, rozdmuchał jeszcze ten płomień, rozsądziwszy poprostu z całą stanowczością wielkiego negocyanta, nie oglądając się bynajmniej na podniecone już namiętności.
Dziś to właśnie po nieudałej potajemnej próbie pojednania, w macierzyńskiem pragnieniu pokoju,