Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1083

Ta strona została skorygowana.

ustąpił ostatniego strzępa swej własności wzamian za dożywotnią rentę, którą mu wypłacano. Pewnego wieczora nakoniec dowiedziano się, że umarł u tych pań — ciotki i siostrzenicy, kiedy wstawał od obfitego śniadania, zabity apoplektycznym atakiem na otomanie i jak się zdawało przed śmiercią doszedł do zupełnego już zdziecinnienia, jadł zbyt wiele, nadużywał zabawy z temi paniami w rzeczach, które przechodziły już możność jego wieku. Była to śmierć samca samolubnego, męża, którego na bruk wypędziła potrzeba oszukiwania natury w domu, ostateczna zagłada całej rasy.
— Proszę! cóż za dobry wiatr przywiał cię nam, ojcze? — zawołał wesoło Dyonizy, spostrzegłszy Mateusza. Czy przyjechałeś zjeść z nami śniadanie? Zastałeś mnie jeszcze żyjącego po kawalersku dotąd, w poniedziałek bowiem dopiero jadę do Diepp po Martę i moją trójkę, gdzie przebyli zachwycający tego roku wrzesień.
Potem spoważniał naraz, zaniepokoił się nie na żarty, dowiedziawszy się o chorobie matki, grożącej niebezpieczeństwem.
— Mama chora, w niebezpieczeństwie! Co mówisz, ojcze? Ja sądziłem, że to proste znużenie tylko, niedomaganie, nie pociągające za sobą żadnej poważniejszej konsekwencyi... Więc cóż to takiego, ojcze? Taicie się więc przed nami, macie jakieś zmartwienie, czy co?
I wysłuchał nadzwyczaj prostego, ale dokład-