szały pałac, na którym ciążyła moc długów hypotecznych do tego stopnia, że skoro otworzy się spadek po Séguinie, zpewnością spadkobiercy tegoż, Walentyna, Gaston i Łucya, będą mu jeszcze coś winni.
Ale i tu nowe jeszcze czekało Mateusza wspomnienie, kiedy w towarzystwie Dyoninizego wszedł do tego królewskiego pałacu przy Avenue d’Antin! Tutaj, tak jak w fabryce, ujrzał się przychodzącego ongi jako ubogi lokator, domagający się naprawy dachu, aby woda nie zalała mu czworga już podówczas dzieci, których ciężar przyjął na siebie w swej grzesznej nieopatrzności.
I był to ten sam pałac z wspaniałą fasadą, w stylu odrodzenia o dwu piętrach, po osiem wysokich okien, wychodzących na Avenue d’Antin; był to tenże sam przedsionek, pełen marmurów i bronzów, zkąd wstępowało się do obszernych salonów parterowych, przedłużonych piękną oranżeryą; był to zwłaszcza tenże sam zajmujący środek pierwszego piętra, dawny gabinet Seguina, olbrzymia komnata, oświetlona starożytnemi kolorowemi oknami. Wywoływał w myśli tę komnatę, taką, jaką ona była niegdyś, z tem zabawnem przeładowaniem starożytnościami, staremi materyami, jubilerszczyzną, fajansami i bogatemi oprawami ksiąg nowoczesnych. Wywoływał ją w pamięci później jeszcze w tem opuszczeniu,
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1090
Ta strona została skorygowana.