żeńskie, siliła się wypełniać je, pragnąc utrzymać męża przy sobie. Zgadzała się, poddawała, chociaż ją to denerwowało do bólu, z czem wszakże kryła się, nie chcąc ostatecznie do siebie zrażać męża, który, czuła, że wychodzi z jej objęć zły, nienasycony. Zawsze się to powtarzało i zawsze cierpiała z powodu gwałtowności i wymagań jego zmysłów; wiedziała, że nie naraża się na macierzyństwo, lecz to wieczne oszukiwanie natury było nużące, wyczerpujące dla nich obojga. Znali wszelkie wykręty, będące w użycia pomiędzy szanującemi się stadłami małżeńskiemi, lecz wszystkie te ograniczenia łatwo mogą się sprzykrzyć a warunkowa powściągliwość, bynajmniej nie wykluczająca ilościowych nadużyć, zwykle się kończy chorobami żon, których połowa ulega zupełnemu zniedołężnieniu organizmu.
— Zatem, widzisz teraz jasno, jak sprawy stoją i rozumiesz, że człowiek trzydziestodwuletni łatwo sobie uprzykrzy monotonną strawę domową — a może zadawalałbym się tą domową strawą, ale pod warunkiem, by mi się ona przedstawiała ponętnie i bym mógł zawsze dość się nasycić...
I zwierzył się kuzynowi na ucho, parskając śmiechem, dusząc się, zatykając, z pobłażliwością litując się nad tą biedną swoją Konstancyą, która myślała, że wpadła na wyborny pomysł.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/110
Ta strona została skorygowana.