Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1100

Ta strona została skorygowana.

— Tak, chodźmy, tembardziej, że mama była zawsze „panią dobrej rady“. Ona niezawodnie musi też mieć swoje sposoby i poglądy w tej mierze.
Weszli na pierwsze piętro domu mieszkalnego rodziców, do obszernego pokoju, w którym przebywała Maryanna, ściśle zamknięta, leżąc u okna na szezlongu.
Jakiemże jednak było ich zdumienie, kiedy ją zobaczyli teraz siedzącą na szezlongu, przed nią zaś ujmując ją za obie ręce, siedział Grzagórz, z drugiej zaś strony Gerwazy i Klara stali, uśmiechając się łagodnie.
— A to co? — zawołał Ambroży zdumiony — więc cała nasza robota już zrobiana?
— A my, cośmy, zaczęli już powątpiewać, że się to da zrobić! — oświadczył Dyonizy, kompletnie oszołomiony.
Mateusz, zdumiony jak oni obaj, w swym zachwycie wytłomaczył całą sytuacyę, widząc jakie zdziwienie wywołuje niespodziewany przyjazd dwu „dużych“ braci z Paryża.
— Ależ to ja dziś rano pojechałam po nich i przywożę ich po to, aby nas pojednali wszystkich w powszechnym uścisku!
Wówczas wszystko wybuchnęło radosnym śmiechem. Zapóźno, już zapóźno „wielcy bracia“ spóźnili się! Obyło się bez ich mądrości i bez ich dyplomacyi. Ich samych rozweseliło to również,