Strona:PL Zola - Płodność.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

— A więc nie!... nie... Przecież każdy łatwo pojmie, że mnie to nie może zadowolić! Zły nie jestem, więc nie chcę jej robić przykrości i pragnę, by nie wiedziała, co robię po za domem. Rad jestem, że jest inteligentną kobietą i że zaczyna zamykać na to oczy, rozumiejąc różne nieuniknione konieczności. A wreszcie, wszystkie moje zachcianki zaspakajam po za domem w sposób przyzwoity i niezbyt kosztowny, zatem pytam się, jaka ztąd wyniknąćby mogła dla niej krzywda?... Jeden z moich dobrych znajomych ma żonę wielce szanowną, kobietę niezwykle dystyngowaną, otóż, nieraz mówi mu ona wprost z własnego popędu: „Idź, idź, zabaw się, wrócisz uspokojony i w lepszym humorze“. Co?... wszak mądra kobieta! jak dobrze zna życie, boć to prawda, absolutna prawda! Ja naprzykład, gdym się zadowolił poza domem, wracam do żony wesoły jak ptaszek, zwykle przynoszę jej wtedy jaki podarunek i mam spokój na trzy dni. Wszyscy więc korzystają w takich okolicznościach, a przytem zechciej zauważyć, że to najpewniejszy sposób, by żonę zabezpieczyć od ciąży, a wiesz, jak dalece Konstancja tego się lęka.
Argument zabezpieczania w ten sposób żony wydał mu się tak dowcipny, że śmiał się teraz do łez, niewymownie zadowolony ze swej osoby.
— Ale, mój kochany — rzekł Mateusz — dziecko,