rykowi i Gerwazemu, który również w następnym zaraz roku został wdowcem.
Nieco później utracili syna swego Grzegorza, posiadacza młyna, którego wdowa, Teresa, dalej prowadziła tam zawsze rządy wśród licznego potomstwa.
Następnie odeszła za temi jeszcze jedna z córek, owa tak dobra Małgorzata, żona doktora Chambouvet, zmarła na skutek tego, że przyjęła do siebie dwoje dzieci, biednej wyrobnicy, dotkniętych krupem.
A innych strat już się i nie liczyło; żony, mężowie, co przez małżeństwa weszli w rodzinę, dzieci zwłaszcza; cząstka skazana na zagładę, owa część żniwa ludzkiego, którą odliczyć trzeba zawsze na burze, wszystkie te drogie istoty co znikają, opłakiwane przez żywych i co uświęcają ziemię, w której spoczęły.
Jeśli jednak drodzy ci zmarli, spali tam wśród wielkiej ciszy, jakiż zgiełk zato panował, jakie wrzało zwycięstwo życia tego ranka na drogach, prowadzących do Chantebled! Rodziło się ich więcej niż umierało, z każdej śmierci, zdało się, nowy powstawał wykwit istot. Tuzinami wyrastały one z ziemi, w którą ojce, znużeni dokonanem życia zadaniem, kładli się na spoczynek.
I wszystko to przybywało ze wszech stron, jako jaskółki na wiosnę przylatujące odwiedzić stare gniazda i napełniające niebiosa radością swego powrotu. Bezustannie na folwark zajeż-
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1117
Ta strona została skorygowana.