Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1126

Ta strona została skorygowana.

— Dziadziu, babciu, to dziś — dzień wam poświęcony, całuję was z całego serca.
I wypadło to bardzo ładnie, uznano nawet, że to było daleko ładniejszem od wyuczonego powinszowania. Nowe nastąpiły wybuchy śmiechu, nowe oklaski, nowe rozległy się okrzyki. I natychmiast zasiedli wszyscy do stołu. Ale było to zadanie nielada, zasiąść u tego olbrzymiego stołu, ustawionego w podkowę na kwadracie skoszonego trawnika.
Najprzód ceremonialnie udali się na swoje miejsca Mateusz i Maryanna, nie opuszczając się, wciąż pod rękę, zasiedli pośrodku stołu, wsparci oboje o pień wielkiego dębu. Po lewej stronie Mateusza, zajęli miejsce Marta i Dyonizy, Ludwika i mąż jej, notaryusz Mazaud, ponieważ postanowiono nie rozdzielać małżeństw. Po prawej stronie Maryanny zasiedli: Ambroży, Teresa, Gerwazy, doktór Chambouvet, wszystko wdowcy i wdowy, potem znowu małżeństwo, Magdalena z mężem swoim, architektem Herbette, potem Beniamin sam jeden. Następnie wedle starszeństwa i generacyi, rozsiadły się inne małżeństwa. Nakoniec, jak to było postanowionem, młodzież, dzieci, całe gromady młodzieży i całkiem maleńkich, rozmieściło się jak kto mógł, jak mu się podobało pośród niezmiernego zgiełku.
Ach! jakaż to była chwila przemożnej chwały dla Mateusza i dla Maryanny! Ujrzeli się wśród tryumfu, o jakim marzyć nigdy nie śmieli. Życie,