Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1127

Ta strona została skorygowana.

jakby chcąc wynagrodzić ich za to, że mieli weń zawsze niezachwianą wiarę, że byli przez całe istnienie jego czynnikami, zda się, przedłużało dla nich z upodobaniem granice zwykłej ludzkiej istności, aby mogli jeszcze własnemi oczyma ujrzeć rozkwit swego dzieła. Całe Chantebled przybrało uroczystą postać, wszystko, co oni ufundowali, stworzyli tu pożytecznego i pięknego. Pola uprawne, zdobyte na trzęsawiskach, chyliły się przed nimi powiewem kłosów, brzemiennych w przyszłe plony; łąki wdali wśród lasów dalekich przesyłały im ciepły oddech, trzód, co się na nich pasły, trzód dziś już nieobliczonych, arki wzmagającej się ciągle; źródła ujęte w karby, posłuszne ich woli, których użyli do użyźnienia gruntów, dziś wydających cudowne niemal plony, przesyłały im szmer wód swoich, tych wód, co są jakoby krwią ziemi. Było to spełnione dzieło doniosłości społecznej, chleb zdobyty, cały szereg istnień wytworzonych, wyprowadzonych z nicestwa ziem leżących odłogiem.
I pośród jakiegoż to ukochanego przez nich otoczenia, ta ich rasa wdzięczna i szczęśliwa podejmowała ich dziś tak uroczyście! Te klony, te jawory, które czyniły z rozległego tarasu wielki salon zieleni, wszakże to oni sami zasadzili je własną ręką, oni patrzyli na ich rozrost z dnia na dzień. Ten dąb, zwłaszcza, olbrzym dzisiaj, dzięki przezroczej fali fontanny, z której ściekało wciąż jakieś źródło podziemne, wszakże to był