Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1135

Ta strona została skorygowana.

cie... On sam jeden tylko naprzeciw nas zasiądzie, jako ambasador potężnego mocarstwa. Pomyślcie, że on reprezentuje, oprócz swego ojca i matki, dziewięciu braci, siedem sióstr, nie licząc już czworga własnych jego dzieci... No, mój chłopcze, siadaj i niech nam podają!
Uczta weselna pełną była uciechy dziwnie rzewnej w tym cieniu dębu, prześwieconego słońcem. Świeży chłód unosił się z traw, zdało się, że przyjazna natura darzy to grono swą pieszczotą. Śmiechy nie ustawały dźwięczeć, starzy nawet rozbawili się jak dzieci wobec tych lat dziewięćdziesięciu i tych lat osiemdziesięciu siedmiu pana młodego i panny młodej. Twarze wiekowych małżonków promieniały łagodnym blaskiem, i tak samo promieniały twarze jasno i czarnowłosych współbiesiadników; cały ród promieniał szczęściem, radością, piękny tą zdrową swą pięknością; od dzieci bił blask, młodzieńcy byli wspaniali, dzieweczki urocze, małżonkowie zgodni i zjednoczeni z sobą, siedzieli tuż obok siebie. A co za wspaniały apetyt! a jaki zgiełk radosny witał każdy nowy półmisek! a jakim odbytem cieszyło się dobre wino, którem wychylano toasty na cześć tak dobrego, pięknego życia, co darzyło dwoje ich patryarchów najwyższą łaską: tą możnością zebrania ich wszystkich u swego stołu w imię tak podniosłej, chwalebnej uroczyści. Przy deserze były mowy, podnoszono zdrowia wśród przeciągłych znów okrzyków.