Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1136

Ta strona została skorygowana.

Ale w rozmowach, w żywych słowach, które krążyły od jednego do drugiego końca stołu, wciąż powracano do niespodzianki początkowej tej uczty, do tego tryumfalnego wejścia wysłańca bratniej rodziny. Zajmowano się powszechnie nim, jego niespodziewaną obecnością, tem wszystkiem czego nie dopowiedział jeszcze, jak to czuli wszyscy — i wszystko to wzmagało jeszcze ich podniecenie, namiętność całej rodziny, upojonej i tak już tą ucztą na wolnem powietrzu. A skoro tylko podano czarną kawę, posypały się pytania i gość zmuszony został do opowiadań.
— Och! cóż ja wam powiem? — odparł ze śmiechem na jedno z pytań Ambrożego, który pragnął dowiedzieć się, co też on myśli o całem Chantebled, po którem oprowadził go był dzisiejszego ranka. Obawiam się, że nie będę dość uprzejmym ani dla tego zakątka ojczyzny, ani dla waszego dzieła, jeśli zechcę być szczerym. Bezwątpienia, kultura jest tutaj istną sztuką, jednym wielkim godnym podziwu wysiłkiem woli, nauki, ładu, aby wydrzeć tej starej ziemi plony, jakie zdoła wydawać jeszcze. Pracujecie niezmiernie, czynicie cuda.. Ale, wielki Boże! jakże królestwo nasze jest maleńkiem! Jak wy tu żyć możecie, nie raniąc sobie boków o łokcie sąsiada? Osiedliliście się, nagromadzili głębokiemi warstwami tak, że zgoła oddychać już nie możecie swobodnie; tu brak przecież powietrza dla piersi ludzkiej. A najobszerniejsze wasze pola, co wy