dostojni starcy, ponieważ dali istnienie tylu istotom, stworzyli tyle rzeczy. I wszystko to pośrod walki, w pracy i boleści.
Nieraz w biegu życia przecież łkanie pierś ich podniosło. Ale wreszcie wraz z wiekiem nastał spokój, wielki spokój uśmiechniony, na który złożyły się zacne prace dokonane, wielka pewność przyszłego snu niezmąconego wówczas, kiedy ich dzieci dokoła nich podejmują tęż samą walkę będą pracować i cierpieć i żyć znów zkolei. I ta ich wielkość bohaterska w ciągu życia nie wykluczała żądzy gorącej, bozkiej żądzy twórczej, co ich ogarniała, niby płomień potężny, za każdem nowem poczęciem. Byli oni niby świątynia poświęcona, w której przemieszkiwało zawsze bóstwo, płonęli niewygasłym płomieniem miłości, jakim płonie świat cały dla twórczości bezustannej. Promienna ich piękność pod falą śnieżystych włosów brała początek w tym blasku, jakiego pełne były ich oczy, w tej potędze ukochania, której wiek nie mógł osłabić.
Bezwątpienia, jak to nieraz dawniej żartem mówili, przekroczyli oni wszelką miarę w swej nieopatrzności wydawania na świat dzieci, ku zgorszeniu sąsiadów, oburzających się na pogwałcenie przyjętych zwyczajów. Ale czyliż nie po ich stronie w końcu była słuszność? Dzieci ich wszakże nie zabrały nikomu jego cząstki chleba, wszakże każde z nich z sobą ją na świat przyniosło.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1153
Ta strona została skorygowana.