Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1155

Ta strona została skorygowana.

trzymując tak długo to ostatnie swe dziecię w gnieździe rodzinnem, oddawszy poprzednio światu wszystkie inne. Ach! to życie nienasycone nigdy, co nie dopuszczało tego spóźnionego skąpstwa, co domagało się od nich wszystkiego, aż do tego ostatniego skarbu, ukrywanego przed niem tak pilnie, tego skarbu, z którym marzyli nie rozstawać się aż dopiero u krawędzi grobu!
Zapanowała wielka cisza aż wreszcie Mateusz odpowiedział powolnym głosem
— Dziecko moje, nie mogę cię powstrzymywać. Idź zatem, gdzie cię woła życie... Gdybym wiedział, że umrę już dzisiejszego wieczoru powiedziałbym ci, żebyś zaczekał do jutra.
Zkolei odrzekła i Maryanna łagodnie:
— Dlaczegóż nie możemy umrzeć zaraz?... Nie spotkałaby nas ta boleść ostatnia i ty nie zabrałbyś z sobą nic więcej, jak tylko to ostatnie o nas wspomnienie.
Raz jeszcze przed ich pamięcią stanął cichy cmentarz w Janville, gdzie zasypiało już tyle drogich im istot, gdzie wkrótce i oni sami położą się na wieczny spoczynek obok tamtych, co tak dawno oczekują na nich w ciszy. A myśl ta nie niosła dla nich z sobą smutku, przeciwnie, mieli nadzieję, że tam spoczną tegoż samego dnia, bo żadne z nich nie mogło pojąć życia bez drugiego. A zresztą, wszakże żyć nie przestaną